Obudziło nas słoneczko zapowiadające piękny dzień. Dlatego chętnie i sprawnie turyści wyskoczyli z namiotów i udali się na rozgrzewkę, żeby rozruszać kości i otworzyć oczy :) Zapowiadało się na udany dzień – i tak też było!
Po śniadanku i ogarnięciu hoteli (w międzyczasie na hotelach pojawiły się tabliczki z nazwami i gwiazdkami – oceną porządków za poprzedni dzień – mamy chwilowo 2 hotele 5. gwiazdkowe i 2 4.gwiazdkowe) turyści przystąpili do przyspieszonego kursu języka angielskiego. Na początek odnajdywali ukryte zwroty, a potem poszukiwali „specjalistów”, którzy mogli by im pomóc w tłumaczeniu. W ten sposób do naszego słownika trafiły takie sformułowania jak: excuse me, you’re welcome, thank you very much, no entry, sleep well, private i no problem. Następnym etapem było odszukanie nazw przedmiotów codziennego użytku. Turyści odkryli, że w Londynie jest całkiem sporo fiszek, dzięki którym łatwo można poznać nowe słówka i odświeżyć te, które zakopane są w czeluściach pamięci. Udało się też utrwalić je przy okazji kalamburów.
Następnie nadszedł czas na same przyjemności – wizyta na kąpielisku. Chłodna woda była przyjemną odmianą dla grzejącego słonka. Turyści z chęcią chlapali się, szurali brzuchami po piasku i generalnie dobrze się bawili. Niestety nic nie może wiecznie trwać i trzeba było zbierać się do Londynu i na obiad. Ale obiad też można zaliczyć do przyjemności – ogórkowa znikała błyskawicznie, w sporych ilościach, aż się uszy trzęsły!
Po obiedzie pogoda się zbiesiła. Do tego stopnia, że w czasie czasu wolnego, trzeba było błyskawicznie poprawiać porządki i zbierać z ziemi, to co nie powinno na niej być (np. plecaki), żeby w razie „w” nic nie zamokło. No i zgodnie z przewidywaniami nastąpiło oberwanie chmury. Padało bardzo intensywnie, ale na szczęście krótko.
Ale dzielni turyści, nie zrażeni ulewą wybrali się w daleką podróż, do odległych pryszniców. Właśnie tak – dziś nadszedł dzień kąpieli, bo wreszcie miała być ciepła woda (baza zainwestowała w nowy piec, tak żeby ciepłej wody starczyło dla wszystkich). Niestety z powodu komplikacji/ usterek technicznych woda była raczej chłodna… Nie przeszkadzało nam to jednak, ponieważ na dworze zdążyło się wypogodzić i znów słoneczko grzało :)
Kiedy już wszyscy uporali się z kąpielą spotkaliśmy się na trochę spóźnionym teatime’ie, a następnie pod wodzą przewodnika Ginny „zwiedziliśmy” kilka zabytków. Udało nam się zobaczyć Big Bena, London Eye i Buckingham Palace, a także zapoznać się z flagą Wielkiej Brytanii – Union Jackiem. I to byłby koniec atrakcji przed kolacją.
Wieczorem spotkaliśmy się z Jaskiniowcami i żołnierzami z SGC na apelu otwierającym obóz, a potem na wspólnym ognisku. Ognisku, na którym było extra! Pląsanie, zabawy i śpiew wprawiły nas w doskonałe nastroje, aż nie chcieliśmy kończyć. Dopiero zbierające się chmury i pierwsze krople deszczu sprawiły, że zakończyliśmy ognisko. No i właściwie na tym się skończyła „ulewa” – pokropiło, pogrzmiało i przeszło bokiem. A turyści poszli grzecznie spać.
Good night :)
pwd. M. Jaszczak