Dzień 4, 17.07.2018, wtorek

Dzień niestety nie zaczął się słonecznie, ale też nie padało, było tak średnio :) Po śniadanku i ogarnięciu dormitoriów młodzi czarodzieje byli gotowi do kolejnych hogwarckich lekcji. Korzystając ze sprzyjającej pogody udaliśmy się na rozgrywki Quidditcha. Rozegranych zostało 8 meczów, a momentami emocje sięgały zenitu. Ekipa „Błyskawic” regularnie wymiatała na boisku, ale w ostatnim meczu zostali rozgromieni przez „Myszatki”. Wszyscy zawodnicy byli bardzo zaangażowani i z całych sił starali się doprowadzić swoje drużyny do zwycięstwa. Jednak decydujące punkty zapewniali szukający, którzy po złapaniu złotego znicza zyskiwali 150pkt. W trakcie ostatniego meczu zaczęła się psuć pogoda… Rozgrywki na dzisiaj zostały więc zakończone.

W planie jako następne były zajęcia z zielarstwa. Ale zanim można było do nich przystąpić, potrzebne okazało się zrobienie zakupów. Młodzi czarodzieje za pomocą sieci Fiuu udali się na ulicę Pokątną. Długo rozbrzmiewało głośne „Na Pokątną!”, na szczęście nikt się nie przejęzyczył i wszyscy przenieśli się we właściwe miejsce. Do zakupienia wszystkiego z listy potrzebna była jedna „drobna” rzecz – pieniądze czarodziejów. Na szczęście za drobną pomoc w różnych sklepikach czarodzieje zarobili pewne sumki. Musieli wykazać się znajomością zaklęć i zasad Quidditcha, a także umiejętnością sprawnego latania na miotle i pomysłowością. Na szczęście (mimo, że te wszystkie galeony, knuty i sykle są strasznie skomplikowane…) wszystkim udało się zdobyć niezbędne materiały.

W czasie trwania „półgodziny dla słoniny zdecydowanie zepsuła się pogoda – zaczęło padać. Trochę nam to pokrzyżowało plany, ale bramę udało się dokończyć! Zasiedliśmy w Pokoju Wspólnym, żeby nauczyć się nowej piosenki i trochę popląsać stacjonarnie. Odbyła się też lekcja zielarstwa, w czasie której każdy założył swoją małą hodowlę. Czekamy na dzień, w którym na śniadanku ozdobimy swoje kanapeczki rzeżuchą :)

Kiedy tylko trochę przestało padać szybko udaliśmy się na otwarty teren, żeby trochę się poruszać i pozaklinać pogodę. Odtańczyliśmy specjalny taniec (pod tajemniczą nazwą Alea go go) na razie nie zadziałało… Ale nie tracimy nadziei.

Po kolacji szybciutko umyliśmy zęby i buzie, przebrani w pidżamki spotkaliśmy się w pokoju wspólnym, żeby podsumować dzień. Deszcz bębniący w dach nie ułatwiał zadania, ale mimo to poszło nam całkiem sprawnie! Z tego względu czarodzieje szybciej położyli się do łóżek i mogli skorzystać z dłuższej ‚szarówki” – czasu na wieczorne rozmowy w dormitoriach.

Zasypiamy czekając aż przestanie padać! Jednocześnie uspokajamy – mimo, że przez niektóre dormitoria płyną rzeczki – jesteśmy susi :) Dobre Wolne Skrzaty przybyły nam z pomocą i pomogły zabezpieczyć dormitoria przed przeciekaniem!

Jest i ona, długo wyczekiwana: pierwsza partia zdjęć!

 

zdjęcia