Czekał nas kolejny piękny, słoneczny dzień. A zaczęliśmy go wyjątkowo późno i z okazji Dnia Dziecka na śniadanko poszliśmy w pidżamkach (trochę zabalowaliśmy na Ralphie Demolce). Dopiero po śniadanku czarodzieje ze spokojem ubrali się, kto potrzebował odwiedził zakład fryzjerski i zrobili piękne porządki. Tak przygotowani zasiedli do powtórki z transmutacji. Tym razem „gluty” się udały! Wyszły fenomenalne, fantastyczne i w ogóle fajne! Zrobienie ich okazało się proste, a poprzednio musiały zawieść składniki. Nasze super „slimy” można rozciągać, dmuchać w nie przez słomkę, a niektóre odbijają się od stołów całkiem jak piłeczka :) Są przepiękne, kolorowe, brokatowe i błyszczące. Kilka z nich powstało nawet w limitowanej kolekcji (niedostępnej w żadnym sklepie!) – gluty leśne – z odrobiną ściółki :)
Następnym punktem programu była wyczekiwana kąpiel w jeziorku. Wybachaliśmy się aż miło. Był wodny berek, motorówki, chlapanie i podskoki. Niektórzy pływali po warszawsku brzuchem po piasku, inni brodzili na brzegu wyszukując muszli i ładnych kamyczków, znaleźli się też tacy, którzy dostąpili zaszczytu przekroczenia czerwonej bojki. W między czasie znów odbywało się plażowanie, rozgrywki piłki nożnej i budowa zamków z piasku.
Po obiadku dostaliśmy pilną wiadomość z Ministerstwa Magii z Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, że w okolicy mają swoje gniazdo bazyliszki. Ponieważ byliśmy najbliżej znajdującymi się czarodziejami zostało nam zlecone zadanie zlikwidowania ich gniazda. Wiadomym jest, że do pozbycia się bazyliszka potrzebny jest przedmiot o niezwykłej mocy magicznej. Na całe szczęście prof. Trelawney miała wizję i kazała nam zajrzeć do Tiary Przydziału i… wyciągnęliśmy z niej miecz Godryka Gryffindora! Uzbrojeni w ten miecz i wygodne buty ruszyliśmy na wyprawę. Droga była dość długa, ale wreszcie udało nam się dojść do naszego celu. Odbyły się dwa starcia między czarodziejami a bazyliszkami (nasi młodzi adepci zostali podzieleni na dwie ekipy: czarodziejów i bazyliszków, a potem nastąpiła zamiana ról). To jednak była dopiero rozgrzewka. Prawdziwe starcie z prawdziwym bazyliszkiem nastąpiło chwilę później. Oczywistym jest, że bazyliszek zabija wzrokiem więc nie wolno mu spojrzeć w oczy. Dlatego kiedy go podchodziliśmy trzeba było bardzo uważać,a gdy patrzył w naszą stronę obrócić się i zastygnąć bez ruchu. Była to nie lada sztuka. W ostateczności to Nikodem w naszym imieniu pokonał bazyliszka. Po misji zakończonej sukcesem trzeba było jeszcze wrócić na kolację. Niestety drogi w Zakazanym Lesie mają właściwość taką jak schody w Hogwarcie i lubią zmieniać kierunek i miejsce, do którego prowadzą. Tym razem przepowiednia Sybilli Trelawney nie sprawdziła się i wybraliśmy ciut dłuższą drogę na około… Przez to trochę bardziej zmęczeni i trochę spóźnieni dotarliśmy na kolację.
Po spokojnej konsumpcji i chwili odpoczynku wszyscy pomyli buzię i ząbki oraz przebrali się w pidżamki. Tak przygotowani zebraliśmy się w Pokoju Wspólnym, żeby podsumować dzień – oceniliśmy zachowanie i porządki, przyznaliśmy dodatkowe punkty i rozwiązaliśmy sprawy, które trafiły do Czary Ognia. Na zakończenie wysłuchaliśmy kolejnej baśni – „Czara Mara i jej gdaczący pieniek”. Tym razem baśń nam przypomniała, że kłamstwo ma krótkie nogi, więc nie warto kłamać!
Młodzi czarodzieje teraz już słodko śpią :)
Przepis na „super slime”:
Trzy łyżki śliny dodajemy do miseczki, następnie wg uznania barwimy ślinę i dodajemy gwiezdny pył. Po dokładnym wymieszaniu dodajemy łyżkę wyciągu z liści i energicznie mieszamy aż nasz slime zacznie odklejać się od ścianek miseczki. W razie potrzeby małymi porcjami dodajemy wyciąg z liści rozwidłaka. Gdy masa odkleja się od ścianek bierzemy ją w ręce i ugniatamy, w razie potrzeby (a raczej będzie) dodajemy więcej wyciągu. Czynność powtarzamy aż do uzyskania pożądanej konsystencji :)