Dzień 13, 13.07.2015

Poranek znów nie należał do udanych – coś kapało z nieba… I tak prawie przez cały dzień – z małymi przerwami oczywiście – bardziej lub mniej intensywnie. Ale trzeba było przejść nad tym do porządku dziennego i po prostu zabrać się za zwykłe zajęcia.

Po zrobieniu porządków Wikingowie zdecydowali się wyprawić przez Wielkie Morze. Jak wiadomo nie jest to krótka i prosta podróż. Dlatego Wikingowie postanowili przekonać Wyrocznię by ta odpowiedziała na trzy pytania. W pierwszej kolejności należało stworzyć warunki rozmowy z Wyrocznią i jej sięgania w przyszłość. Wikingowie wykonali więc piękne miejsce modłów – kręgi z kamieni, traw, szyszek i patyków. Co więcej – pięknie przy tym współpracowali. Następnie Wikingowie zadecydowali jakie pytania powinni zadać Wyroczni, aby uzyskać najtrafniejsze wskazówki i informacje.

Wikingowie wywołali Wyrocznię, wznosząc wołanie w stronę Asgardu. I wtedy głos zabrzmiał znikąd. I Wikingowie mogli zadać swoje trzy pytania: czy bogowie będą nam sprzyjać? czy coś znajdziemy? co możemy zrobić, żeby zwiększyć szanse na sukces? Wyrocznia jak to wyrocznia ma w zwyczaju nie mogła udzielić nam prostych odpowiedzi – tak lub nie, ewentualnie nie wiem – w zamian za to podała nam garść rozsypanych słów, które dodatkowo trzeba było zinterpretować. Najlogiczniejsze informacje dotyczyły starego wędrowca i kamieni księżycowych czuwających na ludziach na łodziach.

I faktycznie Uppsalczycy natrafili na Wędrowca. Ugościli go jak umieli i zdobyli mapę. Na szczęście w czytaniu mapy byli już wprawieni i szybko i sprawnie dotarli w miejsce X. I rzeczywiście odnaleźli cały woreczek kamieni księżycowych, które idealnie nadawały się do wykonania amuletów. Za to właśnie zabrali się mieszkańcy Uppsali po powrocie do osady. Wykonali naprawdę ładne amulety, które będą ich chronić.

Po obiedzie, po ciszy i zdawaniu na sprawności i gwiazdki, nadszedł czas na wyprawę. Obraliśmy kierunek na zachód i wyruszyliśmy w nieznane. Po drodze okazało się, że trzeba uzupełnić prowiant w różnych okolicznych portach, w których na szczęście nie było to takie trudne. Kolejną atrakcją na morzu była cisza przed burzą. Wikingowie płynęli więc wolniej, ponieważ wiatr nie dmuchał w żagle i trzeba było wiosłować. Ale po ciszy zawsze następuje sztorm, który zniósł nas z obranego kursu, porozrywał żagle i pozrywał sznurki. Wszystko to trzeba było potem naprawić zdobywając niezbędne materiały.

Na koniec czekała nas przeprawa przez cieśninę, a po drugiej stronie wody  – w Ameryce – spotkaliśmy się z czerwonolicym plemieniem Czikaaczunga. Indianin z tego plemienia bardzo życzliwie pozwolił Wikingom dosiąść swego rączego mustanga. Kiedy ostatnia osoba uczyła się jazdy na tym ogromnym zwierzęciu zaczął padać deszcz, tym samym rozwiązując problem „ja chcę jeszcze raz!”.

Po kolacji Uppsalczycy spotkali się na Thingu, żeby ocenić dzisiejsze porządki oraz zachowanie z dzisiaj i z paru ostatnich dni. W związku z tym było trochę emocji, ale oceny były sprawiedliwe! Po Thingu nadszedł czas na kilka zabaw w smoczej wersji. I do mycia i spania!

Dobranoc :)

ZDJĘCIA

Czuj!

pwd. M. Jaszczak

 


Dodaj komentarz